sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VI

Dedykacja dla: Martyny Więch, za to, że jest, że dodaje komentarze dzięki, którym mam ochotę dalej pisać i to właśnie dzięki niej ten rozdział powstał tak szybko. Dziękuje :3
                                Odd
         Moje życie to jeden wielki burdel. Laski bawią się mną na każdym kroku, a tą co kocham jest zajęta.  Będąc jeszcze nastolatkiem, wiele rzeczy spierdoliłem, a teraz odczuwam tego konsekwencje. Każdy błąd popełniony kiedyś, wbija mi nowy nóż w plecy dziś. Moje życie opiera się na łażeniu przed siebie bez jakiegokolwiek celu. Idę, ale po co? Łatwiej byłoby mi skończyć z życiem niż prowadzić coś tak niezwykle nudnego. Jednak nie potrafię, coś zawsze utrzyma mnie przy życiu. Jest to Aelita. Nie wiem czy będziemy kiedyś razem, ale kocham ją najmocniej na świecie. Jej różowe jak wata cukrowa włosy, zielone i duże oczy, różowiutkie usteczka i łagodny charakter.  Jej cudowny śmiech odpędza mnie od myśli samobójczych. Mam nadzieję, że między nami coś kiedyś będzie-więcej niż przyjaźń, ale chyba liczę na zbyt wiele.  Muszę pogodzić się z tym co mam…Czekając aż coś się wydarzy.
        Idę, tym razem mam cel, może nie na całe życie ale na dzisiejszy wieczór, na razie tyle wystarczy. Ulrich, mój najlepszy kumpel-o ile mogę go tak nazywać. Zaprosił mnie do swojego domu na mecz piłki nożnej. Grają nasze dwie naj bardziej ulubione drużyny. Ma być też Yumi, Jeremy i…Aelita. Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziała o tym co zaszło między nami w ‘TEN’ wieczór. Dzwonię dzwonkiem do domu mojego kolegi. Mam nadzieję, że to dobre drzwi bo w okolicy jest jeszcze pięć podobnych domków.
                                Yumi  
      Siedzę, na jednym ze stołków barowych przy kuchennym blacie w domu Ulricha. Nie ma jeszcze nikogo i siedzimy tak we dwoje w zupełnej ciszy. Czasami spoglądam na niego a on na mnie. Trochę nie zręczna sytuacja.
      Nagle czuję niesamowity ból głowy, a potem ciemność, gdzie ja stoję w środku jakiegoś światła. Nagle przede mną wyskakują wydarzania, które ostatnio miały miejsce łącznie z nocą z Williamem. Czułam się źle chciałam się obudzić z tego transu ale nie mogłam. Ta noc, której nie chciałam pamiętać przewijała się od początku do końca, jak popsuta kaseta. Przecież, to nie moja wina. Nie zrobiłam nic złego i nikogo nie zraniłam lub może zraniłam ale jeszcze o tym nie wiem..
-Brawo, brawo…-głos za moimi plecami rozniósł się jak echo, szybko odwróciłam się by sprawdzić co to jest.-To takie przykre, tak młoda osoba, a tak skomplikowane życie!
-Kim jesteś?-bałam się, byłam strasznie przerażona.
-Nie wiesz?!-szyderczy śmiech to jedyne co cały czas się roznosiło.
-Kim jesteś?!-powtórzyłam pytanie, nabierając pewności siebie.
-Nie zobaczysz mnie, a ni nie dotkniesz.-powiedziało to coś-Jestem kimś kto ci wiele rzeczy uświadomi.
-Czego chcesz ode mnie?-miałam zamknięte oczy, a dłoń zaciśniętą w pięść.
-Twoi przyjaciele…Myślisz, że są normalni?
-W co ty grasz?-czemu czepił się akurat przyjaciół-Co od nich chcesz?
-Próbuję ci uświadomić, że nic o nich nie wiesz!! Ukrywają przed tobą straszne sekrety.
-Co masz na myśli?
-Dowiesz się w swoim czasie!
-Mów o co chodzi!!-co to znowu sekrety.
-Nie odnajdujesz się wśród nich. Jesteś inna. Twój wyjazd do Japonii wszystko zmienił, nie wiesz nic o nich i co się z nimi działo!!-padłam na kolana zalewając się łzami-Nie próbuj się oszukiwać, że pasujesz do nich…
      Próbowałam otworzyć oczy, ale wydawały się strasznie ciężkie, jakby były sklejone. Pierwsze wiązki światła do mnie docierały. Widok była zamazany i strasznie ciężko było rozszyfrować gdzie się znajduję. Kilka razy zamrugałam by złapać ostrość widzenia. Byłam w łóżku, na pewno nie w moim. Ujrzałam jakąś sylwetkę siedzącą na krześle z opartą głową o zieloną ścianę. Był to Ulrich. Nie spał. Miał rozczochrane włosy i worki po oczami. Spojrzałam na zegarek. Z godziny 18 zrobiła się 4.34.
-Co się stało?-spytałam schrypniętym głosem, powoli siadając na brzeg łóżka.
-Siedziałaś u mnie w kuchni, gdy nagle osunęłaś się z krzesła. Nie zemdlałaś, ale też nie kontaktowałaś. Byłaś w takiej jakby chwilowej śpiączce. Zadzwoniłem po karetkę, ale lekarze stwierdzili, że nie ma sensu zabierać cię do szpitala, choć ja sądziłem inaczej.-mówił, ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby na niej było coś interesującego-Zabrałem cię tutaj…Spotkanie nawet się nie odbyło, Odda postanowiła odwiedzić mama, a Aelita i Jeremy, musieli zaopiekować się dzieckiem kuzynki, więc nic nie straciłaś.
-Ty w ogóle spałeś?-mój głos coraz bardziej wysiadał. Stern podał mi szklankę z wodą i przesiadł się tak, by móc spojrzeć mi w oczy.
-Nie, nie spałem, cały czas siedziałem przy tobie…-złapał moją dłoń i lekko gładził opuszkami palców. To takie słodkie i urocze. Odłożyłam szklankę i przytuliłam się do niego. Całe moje ciało przylegało do jego ciała. Jego zapach wzbudzał we mnie obłęd. Wiem, że liczył na coś więcej, ale ja nie jestem po prostu w stanie okazywać w tym momencie moich uczyć, ale liczy się teraz to co jest tu. Ona, ja i uścisk, który mógłby trwać wiecznie.
        A ten głos mojej głowie to jakieś istne szaleństwo…
*    *    *

Można stwierdzić, że pośpieszyłam się z pisaniem, ale cóż jak ma się pomysły, to wszystko samo się pisze.

1 komentarz:

  1. Dzieki mnie ? Nie, to ty tak wspaniale piszesz. Odd taki biedny ;c Moj kochany. Tylko mi go nie zabijaj ;/ Co to kurde za glos ? Scenka Ulumi *w* Ulrich jest taki sloooooooooooodki *.*

    OdpowiedzUsuń