wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział VII

                              Ulrich 
      Stałem pod szpitalem i czekałem na Yumi. Nie to, że coś się jej stało, ale czekałem aż skończy prace, ponieważ zaprosiłem ją na kolacje. Jestem w niej zakochany od…od naszego pierwszego treningu. Po drodze zdarzyło mi się kilka innych pobocznych związków, ale nigdy nie wychodziły. Zawsze szukałem takiego samego ideału jakim jest Ishiyama. I teraz ją znalazłem i chcę mieć już na zawsze obok siebie. To czy będziemy w jakimś poważnym związku, nie ma teraz dla mnie znaczenia. Po prostu stwierdziłem, że na razie trzeba odbudować naszą przyjaźń.
       Stałem tak już od 10 minut. Gdy nagle przywiało Williama. Zastanawiam się czego on tu szuka.
-Cześć.-mężczyzna przywitał się ze mną i oparł się o ścianę.
-Cześć.-sucho odpowiedziałem. Mimo, że minęło te kilka lat, dalej darzę go czystą nienawiścią. Do tego zrobił rzeczy, których nie jest łatwo zapomnieć.
-Czekasz na kogoś?-zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił głową- Bo wyglądasz jak byś prosto ze wsi przyjechał.
-Ile ty masz lat człowieku, by takimi tekstami rzucać?-wywróciłem oczami.
-Daj spokój…I tak wiadomo, że Yumi woli mnie!-ja nie wierze w to co słyszę. Z nim jest chyba coś nie tak! Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość tak jak to robił 10 lat temu. Istny koszmar.-Uwierz, że niedługo będziemy parą i będziemy mieć piękne dzieci, a ty pójdziesz w kąt! Jak zawsze!
-Szczerze w to wątpię!-jego pewność siebie jest dobijająca, że aż śmieszna.
-Oj Stern ty jeszcze nie wiesz na co mnie stać!
-Uwierz, że wiem.
-Nie, nie wiesz…-po tych słowach uderzył mnie pięścią w twarz. Teraz dopiero ogarnąłem, że on może być pod wpływem alkoholu albo czegoś innego. Nie zastanawiając się długo, po prostu zrobiłem to samo co on, w prezencie ode mnie dostał podbite oko. Niestety nie był to jeszcze koniec tej całej szarpaniny…
                               Yumi
      Mam już po uszy mojej pracy. To jak ludzie potrafią wydziwiać to jakaś masakra. Przez nich muszę zostać chwilę dłużej, a umówiłam się z Ulrichem. Nie wiem czy to takie zwykłe spotkanie czy  może raczej randka. Nie ważne, liczy się to, że będę mogła z nim przebywać sam na sam. Kończę uzupełniać raport i mogę już sobie iść.
       W szatni przebrałam się ze szpitalnego mundurka i ruszyłam w stronę wyjścia.  Wychodząc ze szpitala ujrzałam dwie sylwetki. Był to Ulrich i William i się…bili. Szybko do nich podbiegłam i ich rozdzieliłam. Gdybym zareagowała trochę później, to by się zdążyli pozabijać.
-Co wy robicie do jasnej cholery!?-stanęłam pomiędzy nim uniemożliwiając im jakikolwiek kontakt między sobą.
-Yyyy…nooo….yyy- oby dwoję w tym samym czasie nie wiedzieli co powiedzieć.
-No co ‘yyy’?! Ile wy macie lat by sobie jakieś bijatyki urządzać?!-patrząc na poobijaną twarz Sterna, nie wiem sama dlaczego łzy mi napłynęły do oczu. Mogłam się domyślić, że to William zaczął, gdyż na ogół ma gdzieś inne rozwiązania.-Co ty w ogóle robisz?-pytanie skierowałam do Dunbara, nie wyczułam alkoholu, czyli jedną z kilku przyczyn tego napadu agresji można wykluczyć.
-Chciałem zrobić ci niespodziankę!-powiedział opierając się o barierkę.
-Idź do domu!-próbuję skończyć tę rozmowę, za nim będzie za późno…Niemiec tylko się nam przygląda, ale za to stoi bardzo blisko mnie gdyż czuję jego przyspieszony oddech na karku.
-Nie!-krzyknął tak głośno, że aż ptaki z pobliskiego drzewa po prostu odleciały.
-Do domu!-powiedziałam przez zaciśnięte zęby, wściekłym głosem.
-Nigdzie nie idę…-no nie mogę, teraz to ja mam ochotę tak mu przywalić, że sama się zastanawiam dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam.
-Przestań dyskutować i idź do domu i przemyśl sprawę…-lekko przesłodzonym głosem w końcu udało mi się go pozbyć.  Obracam się w stronę Sterna.
-Na ciebie brakuje mi już słów…-powiedziałam cicho i go wyminęłam.
     Wsiadłam do samochodu i pojechałam prosto do domu. Ręce trzymałam sztywno na kierownicy, a mój wzrok był przykuty do ulicy. Po co Ulrich w ogóle, się tak zawziął. Zazwyczaj sobie odpuszczał. Wroga wymijał i unikał kolejnego konfliktu. Weszłam do domu, a łzy momentalnie zaczęły spływać mi po policzkach. Szybko je otarłam za nim kolejne spłynęły. Nalałam sobie szklankę wody i usiadałam przy stole. Kubek przesuwałam raz w prawo raz w lewo. Po mojej twarzy spływało coraz więcej łez. Otarłam je chusteczką, a zaraz po tym usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i poczułam dość przyjemny dreszcz. Stał tam Stern mimo pobijanej twarzy i jednej nie dużej krwawej ranie, można było zauważyć na jego twarzy delikatny uśmiech.
-Mogę wejść?-wpuściłam go do środka i wskazałam miejsce przy stole, a sama poszłam po apteczkę do łazienki. Wyjęłam wodę utlenioną i wylałam kilka kropelek na ranę znajdującą się przy skroni. Na czystą ranę nakleiłam plaster. Z zamrażarki wyjęłam, mrożony groszek, gdyż nic innego nie mogłam znaleźć i przyłożyłam do podbitego oka.
-Słuchaj…Ja…Nie chciałem żeby tak wyszło…-sam z siebie zaczął się tłumaczyć-Po prostu zaczął się mnie czepiać, a potem po prostu mi przyłożył, więc ja nie zostałem mu dłużny.-nie miałam zamiaru się odzywać- Wiem, że jesteś na mnie zła, że popsułem nasz wieczór i jest mi bardzo przykro z tego powodu…-oparłam się łokciami o krzesło, które stało naprzeciwko niego-Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam-wstał i zaczął się kierować do drzwi frontowych.-Powinienem już iść.
-Nie, nigdzie nie idziesz!-stanowczym głosem powstrzymałam go od opuszczenia mojego domu.-Nie w tym stanie…
-Czyli nie jesteś na mnie zła?-na jego twarzy malował się uśmiech, tak bardzo uroczy i oszałamiający.
-Owszem jestem.-starałam się nie poddać tym nieziemskim tęczówką, ale jakoś słabo mi to wychodziło.
-Na pewno?!-przybliżył się do mnie i delikatnie objął mnie w pasie.
-Dobra, nie jestem zła…Po prostu się o ciebie martwię...-odparłam i lekko oparłam się dłoniami o jego umięśniony tors.- Ty mnie tu nie podrywaj tylko, się nastaw na spanie na kanapie.
-Ja cię nie muszę podrywać, bo i tak jesteś moja!
-Nie jesteś zbyt pewny siebie Stern?!- odsunęłam się od niego i skrzyżowałam ręce na wysokości piersi.
-Nie.-rzekł i przyciągnął mnie tak, że przylegałam do niego całym ciałem i namiętnie pocałował. Czyli, że on też coś do mnie czuł…
-Ale i tak śpisz na kanapie…
-Myślałem, że się uda!-udając zirytowany głos, musnął mnie lekko w szyje.

4 komentarze:

  1. Witam!
    Zgłosiłaś się do Spisu Opowiadań o Code Lyoko, co przypominam jest równoznaczne z akceptacją regulaminu obowiązującego na stronie. W związku z tym proszę o umieszczenie w widocznym miejscu linku do Spisu, bądź informacji w poście/zakładce.
    Pozdrawiam Lyoko Angel!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie *.* Musze przepraszam. Pisze sie z tond czy tąd ? Wiliam kurde no xd Miala byc piekna kolacja ;c Yumi no, no. Chlopcy sie o Ciebie bija. :D I ta piekna scenka na koniec :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłam ten fragment, bo moja ortografia leży, może nie aż natak bardzo ale leży. Dziękuje za miły komentarz :3 :)

      Usuń